Założyłam, że na tym blogu będę wypowiadać się tylko na temat własnych doświadczeń, opowiadać moje historie. Jest tyle świetnych, faktograficznych publikacji na temat Indii, że nie ma co się powtarzać. Pisałam ostatnio o tym, co w Indiach lubię (będzie kontynuacja) i zaczęłam sobie też układać w głowie listę zjawisk, które mnie irytują lub zasmucają – klaksony, śmieci, powszechne oszukiwanie… Ale parę dni temu ten film znalazł się w moim telefonie i sprawił, że postanowiłam napisać o szerszym problemie.
Moja była kucharka, Madhuri, ostatnimi czasy przesyła mi codziennie wiadomość na WhatsApp’ie. Są to najczęściej obrazki z kwiatkami, dziećmi, słoneczkiem itp. oraz jakimś głębokim tekstem w stylu Paolo Coelho. Czasem mam wrażenie, że wysyłanie tego typu cytatów w ramkach z obrazkami to ulubiona czynność Hindusów. Kilka dni temu przesłała mi ten film:
A ja akurat czytam „Lalki w ogniu“ Pauliny Wilk. Autorka pisze, że w Indiach znikają w tajemniczy sposób miliony dziewczynek. Przed narodzeniem lub tuż po. Dziewczynka jest dla rodziny bezzwrotną inwestycją, bo kiedy wychodzi za mąż, na zawsze opuszcza dom rodzinny, a należy ją zaopatrzyć w pokaźny posag. Posag oznacza często zadłużenie na lata. Czasem więc wygodniej, żeby dziewczynka „zniknęła“….
Czytam i niby wiem, że mam do czynienia z poważną autorką, dziennikarką, która spędziła na subkontynencie mnóstwo czasu, ale jakoś nie dociera to do mnie. Nie chce mi się wierzyć. Może to jakieś odosobnione przypadki? Może Paulina trochę przesadza?
I wtedy dostaję ten film. Pokazuję koledze Hindusowi końcowe napisy i pytam, niby w ogóle nie orientując się w temacie, o co chodzi z tym „save girls“… A on odpowiada, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem:
– Dziewczynki są zabijane, przed lub tuż po urodzeniu, bo rodziców często nie stać na posag… – widząc moje przerażenie zaraz dodaje – Ale to dotyczy głównie niższych klas społecznych.
A ja przypominam sobie, że Paulina pisała też o dziwnych śmiertelnych wypadkach przytrafiających się młodym mężatkom.
– No tak, to też się dzieje – przyznaje niechętnie. Jeśli rodzina pana młodego uzna, że posag wniesiony przez świeżo poślubioną małżonkę jest niewystarczający, już po ślubie zaczynają torturować swoją synową i szantażować jej rodziców, wymuszając więcej pieniędzy lub dóbr. Finał często jest śmiertelny.
Rzecz niestety nie dotyczy jedynie najniższych, niewyedukowanych klas.
W indyjskim kodeksie karnym są specjalne paragrafy opisujące ten szczególny rodzaj zabójstw.
Rząd oczywiście stara się walczyć z problemem, ale jaką skuteczność ma machina państwowa w tak ogromnym i przeludnionym kraju, w którym naczelną zasadą jest chaos – odpowiedzcie sobie sami.
W Indiach badania prenatalne, które mogą określić płeć dziecka są obłożone ogromnymi restrykcjami. Oficjalnie. Podziemie kwitnie. Reklama badań USG zachęca: „Zapłać teraz 600 rupii a w przyszłości zaoszczędzisz 50 tysięcy“.
Powstają też kampanie społeczne (jeśli wpiszecie w wyszukiwarkę Youtube „save the girl child”, znajdziecie ich setki), podobne do tej, którą przesłała mi Madhuri. Ktoś nakręcił w dobrej wierze film, który komunikuje: „Nie zabijaj dziewczynki. Dziewczynka zawsze się przyda. Upierze, ugotuje i zajmie się tobą, kiedy będziesz chory.“
Dziś w internecie natrafiłam też na coś takiego… https://adsoftheworld.com/forum/exhibition/dont_abort_the_girl_child
Nie wiem, jaka jest skala zjawiska, ale specjalne paragrafy w indyjskim prawie mówią same za siebie. Natomiast wiem na pewno, że o prawa kobiet trzeba wciąż walczyć. Tu i teraz. I zaraz zabieram się do działania.
O selektywnej aborcji przeczytacie więcej tu: https://en.wikipedia.org/wiki/Female_foeticide_in_India
O zabójstwach młodych mężatek: https://en.wikipedia.org/wiki/Bride_burning